Pisarka znana jest z dwóch poprzednich swoich książek, także bestsellerów, które ukazały się również w Czechach – „Mała Norymberga” i „Dziewczyny z Gross-Rosen”. Pierwsza to zbiór reportaży o obozowych katach, napisanych przez pryzmat tragedii, jakie zgotowali oni swoim ofiarom. Bezmyślna, tępa siła i wszechobecna nienawiść człowieka do człowieka.
W „Dziewczynach z Gross-Rosen” autorka ponownie mierzy się z tragedią ofiar, tym razem ukazując losy młodych kobiet. Pokazuje hart ducha i wolę przeżycia, dzięki któremu udało im się ocaleć z Marszy Śmierci, kiedy były gnane boso w kilkunastostopniowych mrozach. Ale przywołuje też dziewczyny, które nie zdołały wypełnić danej sobie obietnicy i marzeń, że przeżyją i że zjedzą słodkie truskawki…

O czym jest jej najnowsza książka, która wzbudza od chwili swojej premiery ogromne emocje? Najkrócej mówiąc o przenikaniu się kultury polskiej i żydowskiej. To dwanaście żydowskich i polskich miesięcy, dwanaście reportaży, które zmuszają do refleksji i poszukania odpowiedzi na pytanie – jak daleko w głąb polskiej tożsamości sięgają żydowskie korzenie.
Agnieszka Dobkiewicz próbuje znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie, kiedy cudze zaczyna być własne, a (po)żydowskie przeistacza się w polskie. Autorka zabiera nas w podróż przez osiemdziesiąt lat skomplikowanych relacji polsko-żydowskich w powojennej historii Polski; od baśniowych ilustracji Jana Marcina Szancera i nieznanej twarzy Lema, przez kaliskie lalki szirlejki i koszerne pierniki z Torunia, po nieznaną historię słowika wileńskiego getta, tragedię i listy do małego Henia, cudem uratowaną ze zbiorowego grobu Czeszkę czy Holocaust „made in Hollywood”. To historie, które nierzadko rozrywają duszę na strzępy. Agnieszka Dobkiewicz odwiedza różne regiony Polski i w charakterystyczny dla siebie sposób odkrywa to, co zapomniane, nieznane, niechciane i niewygodne. Przekonuje, że materiał polskiej duszy tka się nieustannie, a żydowskość jest jednym z jej wątków.
– Dlaczego napisałam „Pożydowskie. Niewygodna pamięć”? Powodów jest bardzo dużo, ale
pierwszy zamysł powstał, gdy pisałam „Małą Norymbergę”. Wtedy dotarło do mnie, że pierwszymi powojennymi mieszkańcami Dolnego Śląska byli właśnie żydowscy więźniowie filii KL Gross-Rosen, którzy zajmowali puste poniemieckie domy. Najczęściej Polacy i Polki,
ale żydowskiego pochodzenia. Zaczęłam się zastanawiać, co się stało, że opowieść o nich zniknęła z naszej polskiej przestrzeni i świadomości. Postanowiłam poszukać „tego pożydowskiego”. I tak zaczęła się dla mnie podróż, trudna, ale wspaniała. Inspiracją była książka Karoliny Kuszyk ”Poniemieckie”. Zastanawiałam się, dlaczego na południu, zachodzie i północy Polski z nim się już oswoiliśmy i stało się nasze, a pożydowskie wypieramy – jest obce i niezauważalne – mówi pisarka.
Zapraszamy na spotkanie w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bielawie - ul. Piastowska 19 c w dniu 9 maja o godz. 17.00. Wstęp wolny, prowadzona będzie sprzedaż książek autorki.





